Stępiński: Nie patrzmy na Fukushimę, ale na siebie
11 marca 2011 roku to data, która na lata zostanie zapamiętana jako moment przełomowy dla przyszłości energetyki jądrowej. O godzinie 6:46 czasu polskiego ok. 130 km na wschód od Fukushimy, pod dnem Oceanu Spokojnego nastąpiło trzęsienie ziemi o magnitudzie 9 stopni w skali Richtera. W efekcie powstały fale tsunami, które zaczęły zmierzać w stronę wschodniego wybrzeża Japonii. Tuż po odnotowaniu wstrząsów reaktory w elektrowni Fukushimie zostały automatycznie wyłączone. Uruchomione zostało awaryjne zasilanie. Po niecałej godzinie tsunami o falach wysokich na 13-14 metrów z całym impetem uderzyło w liczący nieco ponad 6 metrów mur otaczający elektrownię Fukushima. Woda wdarła się do budynków instalacji, niszcząc przy okazji awaryjne systemy zasilania, co uniemożliwiło chłodzenie reaktorów. W konsekwencji doszło do wybuchu wodoru. Choć żadna osoba nie zginęła w wyniku skażenia radiacyjnego, to na świecie ponownie odżyły demony z 1986 roku, kiedy doszło do katastrofy w Czarnobylu. Choć tych dwóch wydarzeń nie sposób w żaden sposób porównać, to ponownie zaczęto pytać o bezpieczeństwo instalacji jądrowych i rozważać odejście od atomu. W wielu państwach ekolodzy i przeciwnicy elektrowni jądrowych zainicjowali protesty, wzywając do zamknięcia wszystkich instalacji, tłumacząc to między innymi kwestiami bezpieczeństwa. Niektóre z państw, w tym Niemcy, zdecydowały się na atomowy odwrót, ulegając naciskom społeczeństwa.
..."
__________________________________________________________________
Więcej na stronie: http://katowice.energiaisrodowisko.pl/biezace-wydarzenia/portal_factory/News%20Item/news_item.2019-03-20.1515844317/edit